niedziela, 18 października 2015

Rozdział 5: "Czemu, ja żyje?" (część 2)

Godzina 10.37
Zadzwoniła do mnie Natalsza ze złymi wiadomościami.
-Cześć, słuchaj pamiętasz tego faceta, co o nim mówiłam na zamku? Wiesz ten w okularach i swetrach w kratkę? Miałaś rację, to był Dr Jeneckdy. Współpracuje z Elizabeth Ostberg na pewno ją pamiętasz.
-To nie jest ta Eleanor?
-Tak, to Eleonor. Teraz razem kierują się w stronę miasta Animatroników, więc uważaj. Może jest to, wasz następny przystanek. Chcą podobno, Żelazne Smoki ukraść do opanowania świata. Musicie przed 20 wyruszyć do Rose siostry Teema. Po tej godzinie, możecie zginąć, a tym bardziej Ada. Ona jest wam potrzebna, więc jej pilnujcie. Słyszałam, że Emilia ma swoją moc przenoszenia przedmiotów, ale może też chodzić po ścianach i suficie. Został wam, tylko Rychliś, ale na pewno się do czegoś nada. Słuchaj ja, muszę kończyć, przecież kraina sama się nie utrzyma. Pa, do zobaczenia!-Skończyła, a chciałam jej coś przekazać. W ten czas przyszedł Teemo i się dosiadł.

-Zrozumiałem twoje słowa i jedziemy do mojej siostry. Mieszka na granicy, tam jest spokojnie, nic się nie dzieje. Chodziło Ci o to, że po tej godzinie wychodzą ludzie z zakładu psychiatrycznego Kubitz? Widziałem to, kiedyś. Było tragicznie! Wtedy zabito czwórkę dzieci i dwójkę dorosłych-powiedziała wiewiórka, szkoda było mi go, że taki nie doceniony jest. Gdyż był niesamowicie inteligentny. 
-Może pójdziemy do reszty?-Spytałam się i przytaknął, więc poszliśmy. W tym dniu patrzyłam na, każdego z pogardą. Wydawali się inni, niż zawsze. Ta matka, taka jakaś dziwna, a tym bardziej ojciec. Do świata, powinnam podchodzić z większym dystansem.
-O, której obiad?-Spytał się Asa, on tylko chciałby jeść. Wtedy podeszłam do pani i pokazałam jej te dokumenty.
-A, ja mam do pani pytanie, takie bardzo trudne, jak i proste. Skąd macie te papiery?! Kim ona dla mnie jest?! Teraz gadaj nie czekam, aż sobie obmyślisz, aby się wyrazić! Mów prawdę!-Ze wściekłością podeszłam do niej i trzymałam przy jej krtani sztylet.
-Już, już mówię! Vermza Demyan to Twoja babcia, uczestniczyła w wielu wojnach! Anglia i Polska ją kochają, ale się o niej nie uczycie, a szkoda! Kazała mi przed śmiercią te dokumenty zabrać i je schować u siebie. Zamierzałam Ci je dać, ale jak sama je znalazłaś. Twój ród, jeszcze istnieje po więcej informacji idź do nich-powiedziała za jednym tchem.
-Wiesz, gdzie mogą być?-Zapytałam się, znów.
-Tego to ja już nie wiem, ale mój mąż. Jak się obudzi to, powinien was poinformować.
-To ja mam, aż tyle czekać?! Nie można go obudzić, czy coś? Tak, dużo czasu nie mamy.
-Jak się go obudzi to dostaję padaczki, jak i zapomina wszystko, ale nie martw się za godzinę lub dwie wstanie-odparł Asa.-Możemy jedynie iść do siostry Teema, Rose. Może ona coś wie, ogółem jest szamanką. 
-Moja siostra jest szamanką, masakra. Ja jej nie chcę znać, niech tylko pojawi się na moich oczach. Jest naprawdę miła, ale czasem istny potwór z niej-przeżywała mocno wiewióra. Rychliś nie wiele wiedząc odparł, że powinniśmy iść do niej teraz. Cóż droga nie będzie łatwa, ale musimy ją pokonać. Mama Buttersów spakowała nam suchy prowiant i wyruszyliśmy. Asa, Ada, Emilia, Teemo, Rychliś, Piter i ja. 

Godzina 12.13
Kończąc swą drogę na zakręcie rudowłosa się przewaliła i upadła przed wycieraczką szamanki. Patrząc pod nią znalazła klucz i kopertę. Pieczęć była z krwi. 
-Ej! Pokaż to, masz to zostawić!-wyszła z drzwi siostra Teema.-Co wy tu dzieciarna robicie?! To teren osobisty. O-S-O-B-I-S-T-Y. O! Witaj Teemo mój ulubiony gówniarzu. Tyle czasu, masz dziewczynę albo lepiej Ci się poszczęściło? Nie no wchodźcie, jak jest braciszek to każdego wpuszczam. Przepraszam was za moją nachalność. I ustąpiła nas w drzwiach. Oczywiście chatka była, naprawdę mała. Musieliśmy jej pomóc wejść miała naprawdę, wąskie drzwi. Gdyż miała wszystko malutkie usiedliśmy na podłodze. Była ona pięknie zdobiona własnoręcznie szytymi dywanami z wełny. Na jej ściankach wisiały same półki na, których było pełno buteleczek, biżuterii, nasion i przypraw w słoikach, kadzidełka i wiele podobnych. Jednak, bardziej byłam bardziej ciekawa jej strychu. Przeszłam na czworaka cały jej domek zostawiając innych. W ten odezwał się Asa.
-Gdzie idziesz? Czekaj idę z Tobą, nie pytaj się, dlaczego. Chcę, ot tak!-Grymasił brunet, nie za bardzo chciałam go ciągnąć albo tego typu, ale dałam mu szansę. A co się nie daje przyjaciołom, mimo iż irytują? Oczywiście z nim było wiele szkód. Wreszcie przyszła Rose i nas zganiła, musieliśmy wypić herbatkę z melisy, szałwii z dodatkiem dzikiej róży. 
-I jak napar?! Pyszny nie?!?! Sama robiłam, wiecie?!-Zaczęła wykrzykiwać siostra. "Czy ona jest chora? Muszę się Teema spytać..." pomyślałam i uderzyłam głową o żyrandol. Był obwieszony różnymi medalionami, aż dostrzegłam jeden z napisem "Daughter of Darkness". Wzięłam szybko go i schowałam do pokrowca od sztyletów. 
-Ej, gdzie idziesz?-Zapytał się Asa, cóż pewnie go to nurtowało.
-Chciałabym zobaczyć na strychu co kryje, ta dziewoja.
 Trochę tam stereotypów na opowiada dzieciom i myśli, że wielka jakaś jest. Jeśli ona w ogóle z domu wychodzi, chociaż za próg. Chłopak dziwnie się na mnie spojrzał i dał mi znak, że coś znalazł. Pokazał mi w połowie oderwaną deskę na suficie.
-Co to? Poczekaj spróbuję to oderwać. O mój Boże, to coś jest wilgotne i pachnie mi czymś znajomym, ale już nie pamiętam, chyba zapachem z dzieciństwa. Wtedy była mama, tata, pies Łajko, ciocia Claudes. A teraz? Nic-mówiłam z pogardą. Udało mi się ją oderwać i wyleciał, nagle z niej kruk. Usiadł mi na ramieniu i wskazał nam drogę. Milczeliśmy, aby ptak się nie spłoszył. Weszliśmy na strych. Było to dziwne, gdyż miał normalne wymiary. Asa zaczął szukać światła, a ja go wspierałam. Czułam więcej do niego niż zwykły kolega, może przyjaciel? Dobra, nie warto się tym przejmować. Znaleźliśmy jakąś pochodnie i Asa zapalił ją swym podmuchem. "Najpierw umie kierować powietrzem, a teraz ogniem. Pewnie jest dzieckiem żywiołów." domyślałam się. Zaczęliśmy przeszukiwać wszystkie skrzynie. Po jakimś czasie znalazłam tak, jakby mysią dziurę i po cichu włożyłam do niej rękę. Reszta nie zauważyła, że znikneliśmy. Bardzo dobrze się bawili. Wyjęłam stamtąd pozytywkę i zawołałam Asę.
-Chodź, coś znalazłam. Sama tego nie otworzę-i przybiegł potykając się o kufer z sukniami. Zanim otworzyłam pozytywkę, spojrzeliśmy do kufra. Były tam pięknie zdobione kamieniami szlachetnymi suknie z aksamitu i kaszmiru, które wyperfumowane są mocnymi olejkami orzechów pochodzących z Włoch. Przejrzałam pudło i Asa dostrzegł kluczyk. Pozytywka, również była na to, więc uruchomiliśmy ją. Wtedy, właśnie wtedy usłyszałam piosenkę "Liar Mask" i krzyki wszystkich z dołu jak i sprzymierzeńca. Chłopak upadł na ziemię i krzyczał z bólu, a na dole słyszałam odgłosy starej świni. Usłyszałam krzyk rudej i pobiegłam do niej przypominając sobie słowa Natalszy. Gwałtownie upadając ujrzałam widok rozwalonego domu. I świński chichot. Ada leżała obok knura czy tam maciory, a w dupie z tym. Była podduszana przez nią i patrzyła na mnie fioletowymi ślepami. 
-Zejdź z niej i powiedz mi co tutaj robisz. To nie jest twój chlew, przykro mi pomyliłeś je-wychrypiałam przez suche gardło.
-Dobra zejdę z niej, ale daj mi coś w zamian.
-Niby co posrana słonino?!
-Ja nie jestem słoniną. Piękne obuwie, wiesz takie żadne-powiedział po czym wstał i zmienił się, również w wysokiego chłopaka o blond włosach ubranym w granat.
-Wiem jakie, to nowa kolekcja wiosenna. Przygotowana dla niezłych babek, które nie będą się droczyć o pożarcie kotka Bigoska i Kaszankę. Bigos był w ciąży brutalu! W ogóle fajnie pachniesz, czym dokładnie?-Prychnęłam odwracając wzrok nie chciałam, mieć z nim kontaktu wzrokowego. Patrzył bardzo przyjaźnie, ale ostrożności nigdy za wiele.
-Ups... To on miał, znaczy ona taki żywot mój z resztą jest ciekawszy. Mam wywalone na każde życie z resztą swoje też, a cóż pachnie ode mnie marysią. Podoba ci się? Masz gust chciałbym mieć taką dziewczynę. Zapomniałem! Ty uczuć nie masz, jak nie masz tej wiedzy, że jestem twym cieniem.
-Dam, dam, dam, dam, dam...
-Hyhyhy lecz kacyka. 
-Huehuehue, jak cię zwą panie cieniu?
-Jestem Azrael, Korneliano nie wiem, jak ty, ale ja bym się nie pytal-powiedział i oparł się o ścianę przyciskając mnie do niej. Gdy spojrzał mi prosto w twarz przyjrzałam mu się. Z rys twarzy przypominał pradawnego księcia Kaltaganii Aloisa, który był niezrównoważony. Jako postać świni miał fioletowe oczy, a tu ma niebieskie pod, którymi namalowane ma czerwone paski. Pod każdym okiem jeden. Na głowie miał gogle, a na ręce dużą rękawicę z przedziwnymi strzałkami. Wiedziałam, że nie będzie łatwo się od niego uwolnić. Przybliżył się do mnie i wyszeptał.
-Niedługo Dzień Ostateczny dla Ciebie. Uważaj na pomocników, bo źle skończysz...-I podszedł do Ady-Ej, ty tam ta żyjesz? Wstawaj nie chcę mi się czekać. Ciesz, że Cię nie zabiłem, miałaś farta. Chociaż życia na pogawędce nie zmarnowałem. 
Dał mi znak i wyszedł, wyglądał jakby miał zlecenia, aby kogoś zabić. Oszczędził, chyba z mojego powodu. Obejrzałam się wokół i wiedziałam, że dostał szału. Zmasakrował cały jej dobytek. Zaczęłam się odzywać do rudowłosej.
-Ej, ty gnido odżyj! Lampion już zapalam, kurwa wstań. Nie będę się za Ciebie modlić.
Wstała cała zapłakana.
-On umarł, on zginął, on nie żyje!-Krzyknęła przez łzy wskazując Rychlisia.-To za mnie! Wiedzieli, że ma silniejszą moc, niż ja. Ja umiem tylko śpiewać, a on? Umiał rozgryźć każdą zagadkę, czytać w myślach, naśladować wszystkie dźwięki zwierząt. Nawet nie wiesz, jak bardzo te cechy potrzebują Nocni Łowcy.
Emilia usłyszała wszystko. Padła w rozpacz, pewnie czeka nas żałoba z tego powodu. Coś chrypiała, że go kochała. Mocno teraz cierpi, a we mnie rodzi się zemsta na wszystkich. Piter leżał w ogródku, a Rose znikła. I dobrze zbyt zrzędliwa baba. Jednak zadaję sobie pytanie, czemu wyszłam bez szkód. Wracając do czarodzieja krzyczał z bólu. Odcięto mu sześć palców. 
-Ty Korneliana też nie wyszłaś bez szkód. Zobacz w lustrze co masz na szyi-powiedział Asa idący z kulawą nogą. Z przerażeniem wpadłam do łazienki, gdy spojrzałam w lustro ukazała mi się rana z napisem po angielsku "selected" oznaczało "wybrana", ale po co komu chciało się do cholery robić?! Miałam ochotę wrócić do nałogu z depresji, ale nie mogłam. Znów palenie mnie wyniszczy, znów. Powoli usuwając się z ściany zdecydowałam, że nie powinniśmy tu być. Wydarzyły tu się same zła, a zło się tępi i unika. 
-Ludzie idziemy do Kubitza znajdziemy tam wskazówki, ale już biegiem!-Wykrzyknęłam wybierając wyjście przez szklarnie do lasu.

Godzina 15.44
-Nie chcę mi się już iść jestem wyczerpany-marudził Piter.
-Ja też!-Krzyknęła Ada.
-I ja, kiedy koniec?!-Jęczył Asa.
-Raz, dwa, trzy, cztery nogi żwawo podnoszę, biegnę tempem szybkim!-Śpiewał Teemo cały czas spoglądając na Emilkę. Czuli do siebie to samo, a nawet o tym nie wiedzieli. Doszliśmy do bram psychiatryka. Mówią, że osoby tam chore same sobie krzywdę robią, a to jedna wielka nieprawda. Każdy tu ma z nich winę. Zobaczyłam grupkę małych dzieci bawiących się nożykami.
-O, pani wybawicielka! Pobawisz się z nami?-Zachęciły mnie swoimi bananami na twarzy, jednak mogły coś kręcić. 
-Gdzie idziecie ekipo? Przespać się? Polecam wam, jak najszybciej już zająć miejsca-odparłam i wskazałam im drogę. Z dziećmi oglądałam ich rysunki. Cmentarze, krew, ludzie bez twarzy, broń i wiele innych. Podarłam ich rysunki, zabrałam nożyki, wzięłam pod pachę i zaniosłam do pielęgniarek. Odesłać dzieci do siedzenia w pokoju, wcale nie jest złe. 
-Przepraszam, czy widziała pani taką grupkę osób, gdzie jest dwójka dziewczyn i chłopaków. Nie należą tu do tej budyyy... Ośrodka!-Po tych słowach zmierzyła mnie morderczym wzrokiem i powiedziała do jakiejś młodej, aby sprawdziła papiery. Bez słów poszła głównym korytarzem i skręciła gwałtownie w lewo. Idąc za nią spotkałam, naprawdę chorych ludzi potrzebujących pomocy. Miałam ze sobą plecak na szczęście, gdyby nie on i prowiant w nim bym nie pomogła głodnej kobiecie. Z chęcią zjadła drożdżówke. 
-Nie karm tych zwierząt-mruknęła kobieta prowadząca mnie, taka chamska szynka. Masakra... 
-Pani bardziej do nich pasuje. Już widać po twarzy, jak pani z kozy wyrosła-prychnęłam, ale nie za długo. Patrząc swymi oczami przywołała sześciu mężczyzn za ściany na końcu holu. Wskazała na mnie i mnie wzięli. Chciałam już się przygotować do ucieczki, gdy właśnie zarzucili na mnie ciężkie łańcuchy. 
-Teraz się nie ruszaj!-usłyszałam znajomy głos.-Kurwa zostaw ją! 
I zobaczyłam, jak mężczyźni wyparowali przez energię słoneczną. Gdy kagańce opadły zaczęłam na czworaka biec do ostatnich czarnych drzwi. Oczekiwania mnie zawiodły, trafiłam do izolatki.
-Sań, sań, sań, sań...-Męczył się z bólem jakiś facet, tak kościelne.
-Alleluuuuja-tworzyliśmy już kolędę.
-Ty nie czysto dziewico, nie dobra dziedziczko! Będziesz się smażyć wraz z ojcem! Jestem czystym zwolennikiem kościoła i Hadesu, a ty będziesz tym kimś kto skończy w nim na samym dnie-wysyczał i wziął mnie pod gardło.-Zginiesz! Zginiesz to twój koniec!
No i cóż... Tak się chyba stało, nie odnalazłam wszystkich. Nie wiedziałam kto mnie uratował, ani tego kim jestem...



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
TAK WIEM JESTEM ZŁA! Dużo dialogów, pewnie to lubicie. Szczerze jestem zadowolona z rozdziału. Rychliś mnie już denerwował. Musiałam uśmiercić, ale to wyjdzie na dobre. Tak, więc zapraszam do komentowania. ^^

1 komentarz: