niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział 6: Nie tylko jeden pogrzeb

Tu już na wstępie napiszę, że uśmierciłam dwójkę ludzi. Denerwującego Rychlisia i patologiczną Kornelianę, ale ja uwielbiam swoje obrażać. Już wiem, że ten rozdział będzie mocno nie udany, gdyż nie mam takiej weny, jak przedtem. Do tego będzie też króciutki. Wymarliście czy co? ;c I chciałam ten rozdział z perspektywy Azraela napisać, gdyż był tam na miejscu. Również dlatego, iż dowiemy kim jest, jak i o innych. Takie pytanie. Chcielibyście, abym nie pisała wszystkiego ze strony Demyan, ale też innych? I jeszcze jedno, jaka wam postać przypadła do gustu? Bardzo mnie to nurtuje. ^^
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Godzina 17.00
Wszedłem mi do znajomego pokoju zastając faceta przy pewnej kobiecie. Gdy się przyjrzałem wiedziałem już, że to mój brat Ashton i Korneliana. Oczywiście nikogo nie zastałem w pomieszczeniu. A szkoda chciałem kogoś ukarać. Być płatnym zabójcą, czyż nie piękna praca? Uczucie, gdy zabijasz z zimną krwią i bez zamyślenia jest cudowne. Och, ale ja się rozczulam, a koło moich nóg leżą zwłoki. I jeszcze chory brat. Pamiętam, jak z nim jeszcze jedzenie z lodówki kradliśmy. Teraz, no cóż... Chory jest umysłowo. Jak ja dobrze wiedziałem, że ludzka wiara we wszystko niszczy. Spędziłem dzieciństwo w ośrodku psychiatrycznym, naprawdę było pięknie. Gdy chodziłem do szkoły publicznej dzieciaki miały wszystko, a ja nic, nawet dobrego plecaka. Mój brat był szkolną elitą, ale chociaż ja wyszedłem z normalnymi ocenami. Nie myśląc o dobrej przyszłości zostałem płatnym zabójcą. Tak po prostu, spodobało mi się to. Dobra płaca, często nowa robota. Wracając do teraźniejszości stałem przy zwłokach jakiejś dziewczyny, a w kącie usłyszałem szmer. Domyśliłem się, że to zapewne mój brat.
-Ashton nie chów się po kątach, nie jesteś ekierką!
-Ja... Ja jestem wysłannikiem kobiety, która jest córą Szatana. A ludzi, którzy są jemu nie posłuszni smażą się tam, gdzie już dawno powinni-wyjąkał mój brat. Nie ma co na niego liczyć. Chory jest i tyle. Zniechęciłem się rozmową z nim, więc wziąłem kobietę na ręce w stylu panny młodej i wyruszyłem.


Godzina 17.56
Wiedząc to, iż w szpitalu było cały czas ciemno, uważałem na drogę. Korki musiały, właśnie w takim momencie wysiąść no, ale trzeba to olać. Wracając dalej do podróży po ośrodku. Skierowałem się w szeroki hol z małymi oknami. Szczerze bym nie chciał w takim miejscu pracować. Dotarłem do drzwi. Ciężkich, żelaznych, jak i starych drzwi. Mogliby, także takie szklane wstawić, łatwiej by się wyszło. Dobra teraz włączamy tryb przetrwania. Rzuciłem dziewczynę na glebę, jak można to nazwać. Ojej, mówię sam do siebie.
-Ommmmmmm... Ammmmmmm... Mmmmmmm...-medytowałem sobie.-Otwórzcie się drzwi!
"Nie no przesadzili, teraz dochodzimy do rękoczynów. Ja tak tego nie zostawię." pomyślałem po czym aktywowałem moją rękawicę. Załadowałem łuk na niej i wystrzeliłem strzałę. Utknęła ona w tych pieprzonych drzwiach.
-No, aż tak ręce sobie nie będę brudził!-Krzyknąłem i ręką zacząłem uderzać w strzałę, aż otworzyła zatrzask. Teraz, gdy miałem światło rozpoznałem jaka to była dziewczyna. Żałowałem, że na zlecenie jej nie zabiłem. Wziąłem Korneliane na ręce i poszedłem odłożyć ją w bezpiecznie miejsce i tak już nie żyła. Szykują się pogrzeby, ojoj. W jednym momencie czułem, że jestem dobrą osobą, a w innym, że jestem zły. 
-Dobra idę poszukać tamtych niech wiedzą o jej śmierci. I co teraz oni poczną? Hahaha, nie ma to, jak naiwnych ludzi spotykać, chociaż może nie są tacy na, których wyglądają-rozmyślałem na głos i pojawili się  w tym samym momencie.
-Zabiłeś ją ty dupku!-Wydarł się jakiś chłopak i rzucił się na mnie z łapami-Ty morderco! Tyle lat Cię znam i dopiero teraz się o tym dowiaduje, że co? Jesteś chory psychicznie, jak możesz niewinnych ludzi zabijać!
Wybuchnąłem śmiechem. On na pewno jest dziwny, a wiem kto jest patologia, a kto nie. 
-Ej, ruda ogarnij braciszka, bo chyba już mu źle jest. Z resztą ja jej nie zabiłem tylko mój powalony brat. Wiecie co? Nie chcę mi się z taką patologią rozmawiać. Do zobaczenia-skończyłem rozmowę, założyłem kaptur i odpaliłem papierosa z nerwów. Teraz tylko musiałem pójść do Wujaszka. Nigdy pogodnym ludziom nie powinno się ufać.

Godzina 19.33

Wszedłem do znanej mi od zawsze tawerny i skierowałem się w stronę zaplecza. Usiadłem koło innych członków KKK. Zmierzyli mnie niby groźnym wzrokiem, a Stryj wycelował we mnie pistolet. Aż dziwne to, gdyż zdjęli swe kaptury.
-Czemu jej nie dopilnowałeś?!-Zaczął jakiś nowy, który padał ze strachu. Musiałem mu odpyskować, ależ ja uwielbiam się z ludźmi droczyć.
-Pilnowałem, ale pamiętaj wiele jej chciało. Nie byłeś jedyny, więc miała prawo zginąć, a przecież ona jest Aniołem Śmierci to, jak ona nie żyje? W ogóle jakiegoś tam Rychlisia zabiłem, bądź dumny. 
Nie mogłem tak tego zostawić. Zabić nie mogłem, umrzeć też nie. Przygotowałem esencję w rękawicy i tylko czekałem na ich pierwszy ruch. Tarcza to jedyna rzecz, której nie umiem zrobić, a mam możliwość. Ojej, sierotka ze mnie. 
"Raz się żyje, ale decyzje podejmuje nie pierwszy raz. Muszę się postarać nie robię tego dla siebie, tylko dla kogoś innego.
-Azraelu czy ty wiesz na co się zgadzasz?!-Znów głośno się zapytał jeden z pomocników. 
-CZAS MINĄŁ ODPALAM!-Krzyknął Stryj. W ułamku sekundy otworzyłem tarcze, niczym moja kuzynka i odepchnąłem ich. Jednak z drugiej strony byli inni i wpadłem na nich. Zapomniałem! Wziąłem piękne sztylety Demyan, gdyż było mi ich szkoda. Niewiele się zastanawiając, naprawdę niewiele zabiłem tych gości i uciekłem zmieniając formę w świnkę. Knura, oczywiście dla ciemnych. Ojoj, co raz bardziej u mnie występuje rozdwojenie jaźni. Wybiegłem na zewnątrz i, i, i dalej nie wiem co wpadłem w jezioro, chyba? 

Godzina 20.50

-Zbieramy się tu w jednej sprawie, aby pożegnać Rychlisia Ćwiklisia i Kornelianę Demyan, którzy zginęli śmiercią tragiczną. Do tego młody sprawca ich śmierci zginął. Zostaną pochowani w jeden grób. A teraz... -Odprawiał mszę ksiądz, a dopiero teraz zajarzyłem, iż mają mnie pochować. Co raz gorącej mi było w trumnie, jednak strasznie wygodna jest. W ogóle szybko jakoś ten pogrzeb. Zniżki pewnie, hyhyhy. Brak oddechu mnie dopadał. 
"Muszę uratować ją, gdyż Wybrana nie może umrzeć przed świętem." pomyślałem i poczułem, że ktoś mnie już niósł. Zacząłem, więc uderzać z całej siły w klapę trumny, aż za szóstym razem przebiłem się przez drewno. 
-On żyję, proszę księdza on żyję!-Krzyczał, chyba Piter miał specyficzny głos. Strasznie zachrypiały i domyślam się, jak on jeszcze mówi.
-Co?! On żyję?! Synu, wybacz przepuść mnie muszę to ujrzeć!-Układał piękne słowa ksiądz. Powietrze, wreszcie mam czym oddychać. Klapę otworzyli chłopacy z ekipy do, której należała Korneliana. Strasznie dużo o niej wspominam, aż dziwne to, ale olejmy to muszę się wydostać.
-Dzięki gnojki za uwolnienie, a tak szczerze czemu nie walczycie o to, aby wasza przyjaciółeczka odżyła?! Nie dbacie o swoich bliskich, ani o nic. Powinniście się wstydzić. Może i dla was jestem zły, ale wy dla mnie. Nie jest mi was żal uważajcie, aby wam dupek nie ścisnęło. Żegnam-odparłem żegnając ich środkowym palcem. Przeszedłem koło dołu i spojrzałem. Tak, oczywiście już tam leżała. Musiałem dopełnić obietnicy, ale też nie chciałem, aby ją wykorzystano. Czemu mi zawsze jest szkoda takich dziewczyn?! Wszyscy na okół zgrupowali się przy prawie nowym grobie. Uklęknąłem i otwarłem górną część klapy. Kocham te zatrzaski, tak wrednie i niepowtarzalne. Oczekiwałem zmarłej dziewczyny, a patrzyła się prosto przed siebie z ozdobionymi włosami swoimi, za pewnie ulubionymi kwiatami. Czarnymi różami, a krew spływała po jej twarzy. Patrzyła na mnie z litością, jak i radością. Zesztywniałem. Rzuciła mi się szyje i wychlipała cichutkie "Dziękuje". W tym momencie się jej przypatrzyłem. Miała na sobie białą suknie. Biała suknia na niej, aż dziwne. W pasie miała przewiązaną czerwoną wstążkę. Chciałem wstać, aby iść dalej, jednak zatrzymała mnie. 
-Zaprowadź mnie tam, gdzie świat jest piękny. Nienawidzę ich! Chcieli mnie zakopać żywcem i pozbyć się moich mocy! A ja uwierzyłam w ich bajeczki!-Wykrzykiwała wstała i podeszła pod drzewo wiśni. 
-Co ty robisz?
-Co ja robię? Trochę koloru do nowego życia trzeba dodać, czyż nie?-Uśmiechnęła się do mnie. Ubrała drugi wianek i wskoczyła na mnie.-Pójdź ze mną tam, gdzie jest pięknie. Haha, podbijemy świat!
Zdziwiony byłem jej postawą, ale wysłuchałem jej i wyruszyliśmy w daleką podróż pieszo... 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Joł, joł z wami tu też porozmawiam. No, więc tak zmieniłam obieg historii, ale nie jest tak źle. Zrobiłam z Azraela maślankę. XDD


1 komentarz:

  1. Masz talent. Bardzo duży, naprawdę! Życzę powodzenia w pisaniu :*
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń